piątek, 3 lutego 2012

Luty 2012 - ostatni miesiąc ...umiarkowanego lata...

_____________________________________________

Uwaga!!!
POLSKA SEKCJA RADIA 2000FM 98.5
w sobotę  25 lutego 2012 r. o godz. 11.30
zaprasza na wywiad Beaty Rumianek
z prof. dr WIESŁAWEM BINIENDĄ
amerykańskim uczonym, profesorem i dziekanem
Wydziału Inżynierii Cywilnej
w Kolegium Inżynierii University of Akron, w stanie Ohio,

który
PODWAŻYŁ OFICJALNĄ WERSJĘ
   KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ!
Dr Wiesław Binienda wykonał symulację komputerową kolizji skrzydła Tu154M z brzozą. Symulacja wskazuje, iż Tu154M ściął skrzydłem brzozę z minimalnym tylko uszkodzeniem krawędzi natarcia skrzydła.


A co jeszcze usłyszymy w audycji wspólnej 25 lutego?

1. O rozgrywkach politycznych w Australii informuje Natalia Przespolewska 



2. Wywiad z prof. Wiesławem Biniendą - Beata Rumianek
3. Wiadomości ze świata – Beata Rumianek 



4. 70-ta rocznica powstania AK - obchody w Polsce oraz historia powstania i działalności AK– Ela Celejewska

5. Rozmowa z Eugeniuszem Graczyńskim o nagrywaniu program Insight, dla kanału SBS – Jolanta Szewczyk 


6. Rozmowa z gościem z Polski, Edytą Dawidziuk - właścicielką firmy kosmetycznej „Beauty and Lady” - Ela Celejewska


Obecni w studio:
Jolanta Szewczyk, Natalia Przespolewska, Jaga Nasielska
– prowadzenie 



Bartosz Dziubiński - mix

I po raz pierwszy Andrzej Grabkowski!

___________________________________
W sobotę 18 lutego
zapraszamy na audycję
Eli Celejewskiej

W programie:
1. Felieton dr. Marka Baterowicza – A jednak sie kręci


2. Zmarła Whitney Houston – jedna z największych gwiazd muzyki pop


3. Wiadomości ze świata – Beata Rumianek


4. Czy Walentynki to mądre i potrzebne święto?- dyskutuja trzy pokolenia kobiet: Natalia, Jaga i Ela


5. Wspomnienie zmarłego w ubiegłym roku reżysera i producenta filmowego Janusza Morgensterna

Obecni w studio:
Ela Celejewska, Jaga Nasielska, Natalia Przespolewska – prowadzenie


Piotr Kotarski - mix

____________________________________________


W sobotę 11 lutego 
zapraszamy na audycję
Danuty i Jerzego Moskałów

W programie:
1. Karnawał w dawnej Polsce – tradycyjny kulig



2. Mój Dzień Australii (J. Moskała)


3. Zespół pieśni i tańca Jedliniok – wiązanka melodii z występów 

4. Wiadomości ze świata – Beata Rumianek

5. Sylwetka miesiąca – Halina Kunicka


6. Obrazki z Sydnejskiego Festiwalu
Dzień otwarcia


Występy rumuńskiej grupy Taraf de Haiduks


i macedońskiej orkiestry Koćani


La Putyka - czeskie widowisko cyrkowe


Fatou – piosenkarka z Mali


West Side Story w Sydney Opera House


7. Rajskie jabłuszka – felieton Danuty Moskałowej


Obecni w studio: 
Danuta i Jerzy Moskałowie – prowadzenie
Piotr Kotarski - mix



_____________________________________________________



Podano, że manifestowała grupka ok. ...500 osób...:) Tu widać, że minimum kilkanaście tysięcy młodzieży... Jak nie kilkadziesiąt tysięcy.
A to tylko jedno miasto...
Dla tych co wypisują dziwne komentarze: przeczytajcie transparenty, ta młodzież dokładnie wie wszystko o Smoleńsku, o komunie, o ograniczeniu wolności, o likwidacji TV Trwam itd. itp. Doskonale wiedzą co się dzieje w POlsce.
To nie chuligani, policja nie miała co robić...
Premier Tusk traci coraz więcej elektoratu.

I jeszcze - w całej historii Polski, nie nazwano żadnego polityka cwelem.
Do tego już nie trzeba żadnego komentarza...
________________________________________

W sobotę 4 lutego
zapraszamy na audycję
Beaty Rumianek

W programie:
1. Felieton dr. Marka Baterowicza „Jakoś się kręci”

2. Felieton dr. Roberta Kościelnego „Kalendarz Majów a sprawa polska”

3. Wspomnienie o Wisławie Szymborskiej

4. Wiadomości ze świata
5. Reportaż z butiku z polskim lnem, w Leura (Blue Mountains)


6. Wywiad z mechanikiem samochodowym-obwoźnym (mobilnym) – Bartkiem Makuchem


7. Dowcip z internetu o partnerstwie

Obecni w studio:
Jolanta Szewczyk – prowadzenie

Bartosz Dziubiński - mix

________________________________________

Moje pięć minut w Radiu Sydney 2000 FM
Robert Kościelny
(Szczecin)

Kalendarz Majów a sprawa polska.
Wprawdzie Andreas Fuls z Technicznego Uniwersytetu w Berlinie wyczytał w tzw. Kodeksie Drezdeńskim, że wg Majów apokalipsa nastąpi dopiero w 2220 r., a nie jak dotychczas sądzono w 2012 a Meksykański Instytut Archeologiczny dokonał nawet oficjalnego odwołania końca świata - to i tak ludzie wiedzą swoje. W końcu nie po to od kilku lat żyjemy w przeświadczeniu, że wreszcie coś naprawdę ciekawego się wydarzy, i to nie tylko gdzieś na krańcu świata, na antypodach, ot chociażby w dalekiej Australii, ale również u nas nad Odrą i Wisłą, i będzie to można obejrzeć nie przez satelitę, ale przez okno własnego domu - żeby teraz uwierzyć jakiemuś mędrkowi z Berlina czy instytucji kraju, było nie było, raczej trzeciego świata.
I mimo, że już z samych tylko filmów - które do tej pory nakręcono na temat finis mundi, na czele z obrazem Rolanda Emmericha 2012 - wiemy, że świat nie zakończy się wesołym oberkiem tylko koszmarnym dance macabre, to i tak wielu ludziom może się wydawać, że nawet przerażająca perspektywa oglądania na własne oczy pojawiającej się na  niebie bestii strącającej uderzeniem ogona jedną trzecią gwiazd jest ciekawsza, intelektualnie bardziej płodna i dająca nadzieję na – jakby to nie zabrzmiało - lepsze jutro, niż bezstan jaki zdaje się osiągnął świat cywilizacji atlantyckiej rozleniwiony konsumpcjonizmem i coraz bardziej intelektualnie wyjaławiany politpoprawnością.
Oczywiście w moim kraju, który jest Państwa starą ojczyzną – Polsce, trudno mówić o wybujałym konsumpcjonizmie a i polityczna poprawność, mimo usiłowań lemingów z akademickimi tytułami, jest jeszcze siłą dość wątłą – ale stan moralnej nirwany i głupkowatego samozadowolenia z faktu, że stać nas jeszcze na grilla i puszkę piwa starają się, z coraz większym sukcesem, zapewnić nam mainstreamowe media (zarówno państwowe jak prywatne), które od dłuższego czasu nawet nie udają, iż tyle w nich obiektywizmu w ocenach rzeczywistości i szacunku do opozycji, co w Trybunie Ludu czasu stanu wojennego. Mówią one mniej więcej to samo co komunistyczni propagandyści w przekaziorach czasów niesławnej pamięci Macieja Szczepańskego: „jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej”.
Mimo, że reżimowe massmedia z GW na czele, próbują jazgotem nowej propagandy sukcesu zagłuszyć odbiór rzeczywistości -  większość Polaków  wie komu już jest dobrze i komu, w związku z tym,  będzie jeszcze lepiej. Stąd nastrój  oczekiwania na cokolwiek, co zamieszałoby w bagnie zwanym III RP (może być i koniec świata), wydaje się narastać. Niepokój łamie nawet najtwardszych, wywodzących się ze sfer mundurowych – jeden prokurator wojskowy nie czekając na koniec konferencji prasowej, z nim w roli głównej, w przerwie spotkania z dziennikarzami targnął się na swoje życie. Na szczęście nie był to zamach skuteczny. Na szczęście była to tylko farsa. Podobna do tej z jaką mieliśmy do czynienia 12 stycznia 2012 r., kiedy to Sąd Okręgowy w Warszawie ogłaszał swoje nieomylne rzecz jasna wyroki: sankcje dla twórców stanu wojennego – symboliczne, dla ofiary nocy generałów – realne. Czyż nagromadzenie w jednym czasie tylu zabawnych sytuacji ( dwie zostały wymienione przykładowo, w żadnym razie nie wyczerpując tematu), nie jest aby znakiem, że Armagedon tuż, tuż…?
Tak więc, w tym roku: Dwudziestego pierwszego. W grudniu. Nie wiadomo tylko przed czy po południu. Tom Cruise i inni wyznawcy hollywoodzkiej sekty scjentologów, nie zastanawiają się nad takimi szczegółami, tylko pospiesznie taszczą do betonowych schronów skrzynki z szampanem i kawiorem. Będzie czym oblać najważniejsze wydarzenie roku i dobrze przy tym zakąsić – wszak taki event nie wydarza się codziennie.
Na lekką drwinę z rzeczy, jakby nie patrzeć, ostatecznych pozwalam sobie, ponieważ jako historyk i to historyk praktykujący, wiem iż mniejsze czy większe paroksyzmy strachu przed Dies irae – Dniem Gniewu, ludzkość przeżywała wielokrotnie. Pozwalam sobie tym bardziej, że za każdym razem coś było w tych trwogach na rzeczy; albowiem niezależnie co o tym sądzą powiatowi myśliciele, ludzie generalnie się nie mylą.
Bo za każdym razem to „coś na rzeczy” okazywało się nie końcem świata, ale tego to już się Państwo sami domyśliliście, lecz końcem pewnego porządku, który wydawał się do tej pory „nie do ruszenia”. Stary świat się kończył, nowy zaczynał.
W Polskich warunkach mogłoby to oznaczać zapowiedź wydarzeń, które zadadzą  blow of mercy  – cios łaski gnijącemu za życia systemowi państwa zwanego dość szumnie i na wyrost Rzeczą Pospolitą. I to w dodatku trzecią  z kolei. Oznaczałoby to, że świecące do tej pory  gwiazdy „dobrego fartu” spadną na głowy tych, którzy dotychczas ustalali, uzgadniali, decydowali, oceniali, przyznawali, załatwiali, popierali. Albo odwrotnie: utrącali, uwalali, odrzucali, odmawiali, łamali, nie pozwalali, nie przyznawali, nie popierali. Niszczyli.  Krótko mówiąc: oligarchom, przywódcom i członkom sitw,  którzy utracą tak skwapliwie wypracowywane przez ponad dwadzieścia lat punkty odniesień, hierarchie, autorytety i źródła zysku. Wtedy to rzeczywiście będzie koniec świata – dla nich. A dla nas – nawiązując do piosenki z kabaretu Tey – zmartwychwstanie.
Na razie jednak nic takiego się nie dzieje. Nic. Zupełnie nic. Stąd wypada zakończyć trawestacją Kawafisa:
Bez końca świata cóż poczniemy?
On byłby jakimś rozwiązaniem.

21 stycznia 2012 r.
Szczecin
_________________________________________